Jakoś mi się nie układa ten rok.Nie jestem z natury marudna ani depresyjna , ale teraz jakiś chochlik wstrętny po głowie mi biega.Podziękowano mi w mojej firmie za współpracę. W białych rękawiczkach. Nawet łaskawie zwolniono ze świadczenia stosunku pracy w czasie okresu wypowiedzenia. Cóż kobieta w wieku rozrodczym niekoniecznie jest cenionym pracownikiem. Fakt , że straciłam dziecko nie podziałam jakoś szczególnie wstrząsająco na mojego szefa. Trzeba było szybko się mnie pozbyć , bo a nuż sporóbuję jeszcze raz. Jakoś straszliwie niefajnie się z tym czuję. Nigdy mnie nikt nie zwolnił. Wręcz byłam zatrzymywana . A tu takie bumm. Trochę mi się podkopała samoocena. I kłopoty zdrowotne się przyplątały.Zapalenie przydatków. Kto miał ten wie co to znaczy :( Buuuu.
Już się wyżaliłam. W każdej sytuacji trzeba znaleźć dobre strony. W mojej to fakt , że wreszcie ....mam czas , który do tej pory był towarem deficytowym :). Urządzam się więc powolutku . Dzisiaj parę zdjęć kuchni , urządzonej mniej więcej w połowie.
widoczek ogólny
zlew , którego szukałam kilka miesięcy :))
W pierwszej wersji miała być lodówka SMEG , ale cena była zwalająca z nóg. Znalazłam więc tańszy zamiennik. Równie piękny.
Fronty szafek zakupione w stanie surowym. Kilkukrotnie samodzielnie pociągnięte lakierem podbarwianym. Radość ogromna , efekt też nienajgorszy :)
Spiżarnia , miejsce niezbędne.
Moja kolekcja czajników.
Przyprawnik. Nie mam tylko kredy do opisu.
Aniołek - jedyny w swoim rodzaju. Zalegał u mojej ciotki na półce. Dostałam na nowy dom. Piękny i niepowtarzalny.
Pozdrawiam serdecznie.