poniedziałek, 25 stycznia 2010

Prowincja

Dawno się nie pojawiałam, ale uznałam , że skoro mam znowu narzekać to lepiej żebym się wogóle nie odzywała. Ale ostatnio przeczytałam posta Jagody a propos życia w Bieszczadach i uznałam , że też dodam coś od siebie na temat życia na prowincji. Poza tym , że egzystuje się blisko natury ( w miarę) , jest spokój i cisza ( chyba , że miejscowa młodzież okupuje plac zabaw), latem można spożyć śniadanie na tarasie , wyskoczyć na rower do lasu. Ale też zapewnione mamy ciekawe rozrywki, np: od lipca zakładają mi prąd więc przeprowadzka przesunęła mi się jedynie o jakieś pół roku. Drugi raz zamarzła nam woda w piernikowym. Temperatura w domku sięga w porywach 7 stopni , a kominek chodzi non stop - mąż mój hartuje swój organizm biegając dokładać do kominka w środku nocy w stroju spalnym oraz w czapce i kurtce ( a sypia w bokserkach , nie w pidżamie flanelowej). Aha i jeszcze rozeschła mi się wanna od nieużywania.Węgiel i drewno kupujemy w ilościach przemysłowych.Chyba jednak nie znoszę zimy.W związku z powyższym nie chce mi się nic. Meble czekają na zbawienie, materiały porastają kurzem , bo nie mam najmniejszej ochoty na współpracę z maszyną. Ale co tam!! Aby do wiosny!! To jeszcze niecałe dwa miesiące. Pozdrawiam serdecznie.